w Paryżu, gdzie będę chodził do kolegjum, do którego uczęszczają różni markizowie, hrabicze i synowie ministrów, ale tylko z konserwatywnego obozu.
— Pi! pi… Żeby cię tylko w słoik nie wsadzili i nie zakonserwowali! Będziesz do mnie pisywał?
— Będę, Tadziku, będę ci przysyłał piękne pocztówki z zagranicy!… Babcia mi już pozwoliła.
— Pamiętaj, pisuj codzień.
— Postaram się… Tadzik, ja ci przyniosłem pamiątkę. Patrz, to pudełeczko które tak lubiłeś.
— Mozaikowe w niezapominajki… Cudne jest!
Podzieliłem się z tobą pamiątkami: patrz, tu pukiel włosów tatusia, tu listek z wieńca z jego trumny, tu kawałek tiulu z welonu ślubnego mojej mamy, gałązka z grobu Staszica, trzy nitki wyskubane ze wstęgi z grobu Kościuszki… sobie zostawiłem dwie, bo było nie do pary… A to mój pierwszy ząb, który straciłem… Ty masz także swój pierwszy schowany?
— Mam…
— To dasz mi go wzamian na pamiątkę.
— Naturalnie.
Wyciągnął z pod łóżka walizkę i długo szukał, otwierając różne apteczne pudełeczka; wreszcie znalazł.
— Masz, Heniusiu, weź i ten medalik z Matką Boską, z obu stron ma szkło, to babcia pozwoli ci nosić, bo nie zczernieje.
Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/283
Ta strona została uwierzytelniona.