przeczytał Henryk i westchnął.
— Grobowiec mego nieodżałowanego ojca.
— Zrobiony przed trzema laty.
— Ale jakżeż on opuszczony!…
— Nie ma kto go otoczyć opieką, odkąd dla moich studjów wyjechaliśmy do Krakowa.
— Ale patrz, to tak wygląda, jakby ta kolumna była zdruzgotana!
— Bo tak jest. Z lichego była materjału; przyszedł cyklon przed dwoma laty i uniósł część kolumny, wgniótł sklepienie i obalił otaczające kraty. Poprosiłem kolegę o sfotografowanie go w takim stanie, aby pokazać znajomemu przedsiębiorcy i zapytać, co kosztowałoby naprawienie; ale choć powiedziano mi cenę protekcyjną, przechodziła ona moją możność… Jest nas troje do utrzymania z moich lekcyj.
— Ależ naturalnie!… Zresztą to jest przedewszystkiem mój obowiązek.
— Dobrze się stało, żem się do tego nie zabrał, bo ty naprawę przeprowadzisz dokładniej.
— Ja wcale poprawiać tego nie będę!… Przecież ten pomnik jest ohydny! Taki banalny, kołtuński. Ah, ta kolumna bluszczem otoczona!… C’est renversant! Każdy majster cechowy ma podobną we Francji!… Tak niepospolity człowiek jak mój ojciec powinien mieć i grobowiec niezwykły.
Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/310
Ta strona została uwierzytelniona.
S. p.
Czesław Tarner