— No, no, nie przerażaj się, nie będzie znowu tak bardzo źle. Coś niecoś z atrybułów można ci odjąć. Tak więc kucharka i szwaczka mogą stanowczo być wyrzucone poza nawias, o ile zapewnisz ciotce śniadanie i kolację w cukierni, a…
— Ależ naturalnie!
— Co do pończoch i różnych guzików, to zapewniła mnie ciotka, że do wyjazdu jest dostatecznie obreperowaną. Ale jedno, z czego już stanowczo zwolnionym być nie możesz, to stanowisko mamki!…
— Ah, ty warjacie!
— Musisz przez ten czas dostarczać staruszce jedzenia własnym sumptem, bo ja mam w kieszeni ostatnie czterdzieści koron, z ktoremi…
— Ależ, Tadziku, przecie to przedewszystkiem mój obowiązek! Wszak to moja krewna, na którą ty tyle lat pracujesz. Ja powinienem oddać ci co do grosza to, coś wydał na nią dotychczas.
— Co do tego, kto z nas ma większe obowiązki, to kwestja sporna. Według mego zapatrywania, ja; ty masz bardzo względne obowiązki krwi; ja spłacam dług, bo ta zacna kobieta niemało krwawo zapracowanych groszy włożyła w moje utrzymanie, edukację, kurację, przyjemności. Niemniej wcale się o to gniewać nie będę, jeśli teraz ty przejmiesz na siebie ten obowiązek.
— Ależ z radością, Tadziku, z radością!
— Oto i jesteśmy.
Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/314
Ta strona została uwierzytelniona.