W niespełna pół godziny potem obaj młodzieńcy bawili się serdecznie widokiem panny Anieli, rozpakowującej kufry pani radczyni. Jak pensjonarka cieszyła się i rozkoszowała każdym przedmiotem, zaznaczając doskonałość płótna bielizny, mięsistość jedwabi, wytworność drobiazgów. Szkatułkę z biżuterją podała Henrykowi.
— To schowaj dla twej przyszłej żony!
— A cóż tam może być!
— Widzę, że biżuterja.
— To tylko przedmioty niezbędne: zegarek, łańcuszek, parę skromnych broszek, spinki… Kosztowności od pierwszego ataku babuni złożył dziadek w banku…
— A to jakiś śliczny pugilares.
— Nie, to tylko portfelik na bilety wizytowe i notatki… Pamiętam, dziadek dał to babci na ostatnią gwiazdkę, którą spędziliśmy wszyscy przy dobrem zdrowiu… O, widzi ciocia, wewnątrz są fotografje z przed trzech lat dziadka i moja.
— Tu na tej tabliczce z kości słoniowej coś napisane.
— Prawda, drobniutkiem pismem babuni… »Ja, zdrowa na umyśle i przytomna zupełnie, zapisuję cały mój majątek jedynemu spadkobiercy memu, Henrykowi Tarnerowi, synowi śp. córki mojej Zofji z Narzymskich Tarnerowej. Polecam mu przytem, aby dołożył wszelkich starań, by odnaleść towarzysza lat dziecinnych, Tadeusza Czereśnickiego, który przez lat siedem wychowywał
Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/320
Ta strona została uwierzytelniona.