charakter wiochny, natomiast cechował ją spokój i skupienie. Rysy niezmiernie regularne, włosy lśniąco czarne, gładko przyczesane, odznaczały się od pensowej chusteczki, która zsunęłą się na tył głowy. Na ramiona zarzuconą miała prześliczną krakowską chustkę szafirową w róże, na kolanach białego kota, nad sobą, na ramie okna, parę gołębi.
Henryk ręce złożył w zachwycie.
— Co za obraz: co za tło! i co za twarz! — wyszeptał modlitewnie.
— Często o tej porze zastaję tak matkę i nigdy nie mogę się oprzeć uczuciu żalu, że nie jestem dość bogaty, aby dać któremu malarzowi zrobić taki portret mojej matusi.
— Ja ci ją wymaluję!
— Spełnisz najdroższe moje marzenie.
— Ba, za takim modelem i takiem tłem można Europę przejechać!
Na mimowolny ten wykrzyk Henryka zbudziła się Stefanja i zerwała z miejsca.
Henryk doznał niemałego zdziwienia; w ruchach i uśmiechu, z jakim szła ku niemu ta po wiejsku ubrana kobieta, było tyle godności, że rzekłbyś była to dama przebrana za wieśniaczkę, a prędzej jeszcze która z niewiast z piastowskiej epoki, wychodząca witać gościa na próg swego domu.
— Nie wiem, jak dziękować Bogu za pociechę, jakiej dał mi dożyć, że oczy moje pana w zdro-
Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/327
Ta strona została uwierzytelniona.