ków do kilku sztuk srebra, wyjętych z portmonetki, i westchnął ciężko.
— Co ty robisz, Elek?
Drgnął i mimowolnym ruchem zmieszał pieniądze.
— Nic.
— Nacoś chciał użyć tych pieniędzy?
— Et, tak sobie liczyłem.
— Elek, nie kręć.
— A bo co!… A czego ty nie śpisz?
— Dlatego, dlaczego i ty spać nie możesz.
— A bo… do stu tysięcy!…
— Ryba nam obu sumienie gryzie!
Elek coś mruknął.
— Wiesz, u Sunderlanda widziałem cudną rybę, karpika, ale jakiegoś nadzwyczajnego, nawet w wodzie mieni się jak tęcza; ale kosztuje aż trzy ruble! A ty masz ile?
— Rubel siedmdziesiąt…
— Ja pewno będę miał z rubla, Wojtek też musi dołożyć, przecież i on brał udział w tej zbrodni.
— On był inicjatorem!
— Tyś jego pomysł tylko udoskonalił.
— A teraz śpi, łotr … bez serca!…
Z wściekłością cisnąłem w niego grubym słownikiem.
Zerwał się wystraszony.
— Co to?
— Wstawaj, bałwanie!
Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.