Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

Wejście profesora przerwało naszą rozmowę. Po skończonej godzinie skoczyłem do Elka.
— Elek, Elek, wiesz co, łotrze jeden, odnalazłem Genia Kolińskiego !
I opowiedziałem wszystko. Elek omal mnie nie udusił z radości. Potem zrobiliśmy naradę: czy powiedzieć zaraz p. Turzyńskiemu, czy napisać do Kolińskiego, aby przyjechał do dawnego opiekuna, który tak bardzo tęskni za nim.
To wydało nam się właściwszem. Wieczorem zabraliśmy się do pisania listu, ale napróżno mordowaliśmy papier i pióro, a najbardziej własne głowy; sprawa, którą mieliśmy poruszyć, była tak drażliwa i delikatna, że nie umieliśmy ubrać jej w słowa. Wobec tego postanowiliśmy wyzyskać okoliczność, że w najbliższą sobotę wypadała galówka, i pojechać samym do niego.
Cieszyliśmy się na tę podróż całą duszą. Państwu Rydlom i Wojtkowi powiedzieliśmy, że zaproszeni jesteśmy do kolegi.
Pierwszym pociągiem ruszyliśmy do Kutna. Byliśmy weseli, jakbyśmy już jechali na święta. Kupowaliśmy po drodze dzienniki, w Skierniewicach kazaliśmy podać sobie kawę do wagonu, zjedliśmy aż po trzy ptysie i postanowiliśmy sobie, że gdy będziemy wracali z Kolińskim zjemy po cztery.
Tu jednak nasunęła mi się jedna refleksja: być może, że nasz przyszły towarzysz nie będzie