Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

pokarał mnie taką tuszą, że wyjście z wagonu jest dla mnie niezmiernie uciążliwe i krępujące. Jadę na kurację do Karlsbadu, może uda mi się tam pozostawić kilkanaście funtów syberyjskiego tłuszczu.
— Państwo dawno w podróży?
— Czwarty dzień.
— Jakież to musi być uciążliwe i nudne.
— Nudy zaczną się dopiero od tej stacji, — rzekł pułkownik z galanterją, zwracając się do Lili.
— O tak, kto ma Lili w towarzystwie, nudzić się nie może — powtórzyła pułkownikowa.
— Pan Murziński to geroj,[1] że rozstaje się z taką córką!
— Ba, potomek walecznego Murzy, hana krymskiego — zaśmiała się Lili.
— Państwo zatrzymają się w Warszawie?
Pani Janina nie otrzymała odpowiedzi, rozległ się bowiem w tej chwili krzyk przeraźliwy. To niedźwiedź wyrwał się z rąk tragarza i sunął ciężkiemi susami ku gromadce, stojącej przed wagonem, drogą uprzątniętą natychmiast z ludzi, pobrzękując łańcuchem, który wlókł za sobą.

— Niko stęsknił się za panienką — zawołała Lili, wybiegając naprzeciw niego i ująwszy za obrożę, stanęła wsparta o olbrzymi łeb niedźwiedzia, jakby w najzwyklejszych warunkach.

  1. bohater.