Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

już straszne! W małej walizce mam swoją srebrną kapliczkę, która zawsze wisi nad moją głową, a między dywanami znajduje się sobolowa skóra z przed łóżka, do której tak przywykłam, że nie potrafię postawić bosych nóg na czem innem.
Dużo trzeba było użyć perswazyj, aby zdecydować Lili do zrezygnowania z dywanu, kapliczki, zmiany sukni i obuwia. Kufer z bielizną został przymocowany za powozem, drobne bagaże umieszczono na koźle, Mikołaja Drugiego powierzono tragarzowi, który miał go przytransportować na łańcuchu, i rącze konie poniosły trzy panie po kamienistej, wyboistej i zakurzonej drodze.
Lili mówiła dużo, przeskakiwała z przedmiotu na przedmiot, interesowała się wszystkiem, ale, ku rozczarowaniu Krysi, nie zachwycała się pejzażem i nie dziwiła się ani kwiatom, ani motylom, twierdząc, że takie same jak „na daczy“ w Sajańskich górach.
Pani Janina, wciśnięta w kąt powozu, nie mówiła nic, przenosząc oczy z jednej na drugą, porównywając między sobą te dwie przybrane córy. Były rzeczywiście bardzo różne w typie. Krysia, nieładna dla przeciętnego gustu, przedstawiała ciekawy typ dla każdego lubiącego urodę oryginalną. Miała obfite złoto-rude włosy, cerę białą i przezroczystą, choć zlekka usianą piegami. Brak regularnych rysów wynagradzały oczy nietyle duże i piękne, ile pełne wyrazu. Lili natomiast miała rysy regularne, bardzo piękne szafirowe oczy,