— A projekt twego wyjazdu do kraju, to czyja inicjatywa? Twoja, ojca czy mamy?
— Na to zgodziliśmy się wszyscy troje. Papa chciał mnie wysłać z Krasnojarska, bo uważa, że wszystkie tamtejsze panny, moje przyjaciółki, są przeraźliwe. Mama życzyła sobie, żebym jechała, bo będzie to pretekstem dla niej do wyjechania każdego roku do Europy, dla spędzenia ze mną paru miesięcy u jakich wód, a ja rwałam się z Krasnojarska, bo tam okropne nudy. Wyborna kawa!
— Oh, spóźniona i odgrzewana, smakuje ci jednak, bo musisz być ogromnie głodna.
— O nie! Ciocia wie, co to jest podróżowanie z Rosjanami; siedzi się prawie ciągle w restauracyjnym wagonie. W dodatku ja musiałam dotrzymywać towarzystwa pułkownikowi, który nazywał mnie też swoją dame de compagnie. Bawiło go ogromnie, że mam taką mocną głowę; mieszałam wino, piwo, wódkę i likiery, i nic mi nie było. Aż się oficerowie dziwili.
Pani Janina aż pobladła i ręce jej opadły na kolana.
— Czemu ojciec powierzył cię tak niestosownemu opiekunowi? — zapytała.
Z kolei zadziwiła się Lili.
— Ależ pułkownikostwo Afrasimowie należą do najporządniejszych i najtaktowniejszych ludzi w Krasnojarsku.
Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.