— Coby robił… Pytać się w naszym kraju, coby robił! Ależ tu pracy jest wbród i pięknej i dającej nieskończoną satysfakcję!
— Papa pracować nie lubi. Na Syberji to co innego, tam ma wielkie dochody za nic. Ot, przejeżdża od miejsca do miejsca, gdzie wydobywają złoto, i rzuci czasem okiem… za to mu płacą.
Jerzy żachnął się.
— Czy twoi bracia będą także dozorowali tylko białych murzynów, wyławiających złoto?
— O nie, Leon jest w szkole paziów i zostanie prawnikiem, żeby potem objąć posadę w jakiem ministerjum, a Artur poświęci się karjerze wojskowej.
— Karjerze wojskowej!…
Jerzy zgryzł i rzucił na ziemię niedopalonego papierosa, poczem zaczął chodzić po pokoju z rękoma wtył złożonemi, monologując ze złością:
— Powinszować, powinszować ci braci! Jeden będzie przepisywał w ministerjum ukazy podkopujące nasz byt narodowy, drugi przy okazji będzie wybijał współbraci, którzy znajdą się w wojsku niemieckiem, austrjackiem, albo we własnym legjonie!
Lili ruszyła ramionami.
— Poco to wszystko brać tak dramatycznie? Leon, choć dostanie się do ministerjum, ukazów przepisywać nie będzie, bo on nigdy nie nauczy się ortografji rosyjskiej, to taki głąb, który nigdy: jat’ od je[1] nie odróżni. On wogóle nigdy nic umieć
- ↑ dwie spółgłoski, które w języku rosyjskim stosują się bez żadnej gramatycznej reguły.