nie będzie. Ciocia pamięta, jak mu szły ciężko początki nauk? Ale papa grubo zapłaci, to będzie figurował w ministerjum. A Artur, to taki tchórz, że nikogo nie zabije, bo jakby przyszło do bitwy, to cały czas przesiedzi pod jaszczykiem[1] jakiej armaty.
Całe towarzystwo parsknęło śmiechem.
— Czemu zatem nie zamienią się rolami? Czemu Leon nie zostanie oficerem, a Artut dyplomatą? — pytała całkiem rozbrojona szczerością Lili pani Janina.
— Bo Leonowi bardzo podobają się mundury ministerjalne, a Turek przepada za czerwonemi spodniami i szamerunkami huzarów.
— Ładne numery! — syknął Jerzy.
Lili zapałały oczy.
— Tylko bardzo proszę nie odzywaj się obelżywie o moich braciach.
— Nie nazywam ich obelżywie, tylko podziwiam ich krawieckie ideały.
— O przepraszam, to nie są ich ideały!… Ideały mają całkiem inne.
— Naprzykład?
— Leoś przepada za kobietami, a Turek za końmi.
— Ideał młodszego przewyższa Leonowy aż o dwie nogi.
Lili się roześmiała.
- ↑ skrzynka na proch.