Upłynął dobry tydzień, zanim się Lili rozpakowała i urządziła.
Jak ona sama, tak i pokój, który zajęła, odskakiwał od charakteru dworu w Sołohubach; znajdowały się w nim wyroby wszystkich ludów w Azji: strzyżone dywany smyrneńskie i zszywane z różnorodnych kawałków futer — jakuckie; przecudne, subtelne makaty indyjskie i jaskrawe o wyraźnym deseniu — chińskie, oryginalne malowidła japońskie, parawany i poduszki najróżnorodniejszych stylów, rzeźby z hebanu i kości słoniowej, lakowe inkrustowane mebelki, wazony i cacka z porcelany chińskiej; liczne kindżały, sztylety, karykaturalne bożki, dziwne instrumenty muzyczne, zatrzymywały oko na każdej ścianie, na każdym meblu.
Dla Mikołaja zbudowano klatkę w najbardziej cienistej części parku, od północnej strony, w której dnie całe przesypiał z łbem ukrytym w łapach. Lili sama spuszczała go, zabierając ze sobą na spacer, oraz na noc, uprosiła bowiem u ciotki pozwolenie, żeby nocował w przyległym gościnnym pokoju, dowodząc, że jest to warunkiem spokoju jej na wsi.
Mieszkańcy Sołohub, zwłaszcza dzieci, z przerażeniem spoglądały na olbrzyma, ale że zachowywał się spokojnie i pokornie, a jak pies szedł krok w krok za swą panią, zaczęto niebawem przywykać do niego, i po kilku tygodniach panienka
Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.
II.