Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

Pewnego dnia, gdy panienki szły szosą, eskortowane przez Nika, jadący konno dwaj wojskowi zwrócili się ku nim z dość niesmacznym komplementem.
— Niko, bieri miod![1] — zawołała Lili, wskazując ręką jadących.
Niedźwiedź pomknął ku nim, konie oficerskie zestraszyły się, rzuciły się naoślep, jeden z jeźdźców spadł na ziemię, a potem porwał się czem prędzej i cały zabłocony, biegł za koniem, krzycząc wnieboglasy. Lili „ukarawszy winnych“ odwołała Nika, obdarzyła go piernikiem i obie z Krysią, zachwycone przygodą, powracały do domu.
Innym razem o szarej godzinie przyszła Lili z figlarną miną do siedzących na ganku Jerzego i Krysi.
— Chcecie zobaczyć komedję? — zapytała.
— Oj, jakby się chciało… — westchnęła Krysia — naprzykład Fredrę, lub Bałuckiego.
— Stylowe to nie będzie.
— To może…
— O i nie współczesne!… Przeciwnie całkiem archaiczne!
— Arystofanes?
— I nie klasyczne!… Komedia to na tle leśnej sielanki.
— Intrygujesz nas.

— Chodźcie, zobaczycie!

  1. bierz miód.