Strona:Maria Buyno-Arctowa - Dumny smerek. Duch burzy.pdf/20

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ, panie! Przejazd będzie ciężki, za nic nie ręczę! — odparł chłopiec. — Nie wiem, czy sam ocalę życie.
Nieznajomy roześmiał się i, nie pytając więcej, wskoczył do czółna. Nie było rady: chłopiec odbił od brzegu i wypłynął na jezioro.
Rudek umiał doskonale wiosłować, był bardzo silny i zręczny; jednak tu czekała go praca nad siły. Na jeziorze było o wiele straszniej, niż sobie przedstawiał: niebo przybrało barwę ciemną, jak noc, a jezioro było zupełnie czarne; w górze błyskały błyskawice, biły pioruny, a z głębi wody wychodził głuchy ryk.
Czółno pochylało się na wszystkie strony, rozbijało się na wierzchu kłębiącej wody, to znów zapadało w ciemną otchłań; każda niemal chwila zdawała się grozić mu zagładą.
Nieznajomy, ku wielkiemu zdziwieniu Rudka, stał na czółnie, wyprostowany, spokojny, nieustraszony.
— No cóż, chłopcze? Może masz już dosyć? Może chcesz wrócić?
— Chętniebym to zrobił — odparł chłopiec — lecz nie mogę porzucić mego koźlątka. Cóżbym ja był za pastuch!
— Czy dla jednego, marnego koźlątka warto narażać życie? Czyż nie czujesz, że masz wokół siebie rozszalałą burzę?
— Niestety, czuję to aż nadto dobrze, lecz gromadzie przyrzekłem strzedz jej dobra, gdy mnie wybierano na pastucha, więc przyrzeczenia dotrzymać muszę, bo wszakże ono równa się przysiędze!
Nieznajomy spojrzał na chłopca, jakby chciał wyczytać w jego oczach, czy to jest jego stałe postanowienie, lecz nie rzekł już nic więcej. Po chwili usiadł w czółnie i chłopcu nagle wydało się, że burza uspokoiła się nieco, a czółno szybciej pomknęło przez jezioro.