Ta strona została uwierzytelniona.
Pan starosta warecki,
Mars postawił szlachecki,
I nad czubem — jak z płatka
Błysła konfederatka.
»Jak śmiał?« — Repnin zakrzyczy,
Ciągnie szablę ze smyczy,
Pan Pułaski też swoją,
Patrzą na się i stoją.
Patrzą na się wprost w lice,
Wytężyli źrenice,
Pan starosta aż pali
Wzrokiem — wodza Moskali.
Co tam wzgardy dla dziczy,
Tego nikt dziś nie zliczy!
Patrzy Repnin, a czuje,
Że mu wzrok ten w twarz pluje.
Więc od złości aż parska,
Pyszna sztuka ta carska,
A starosta — oczyma,
Jak kleszczami go trzyma.
Wreszcie Moskal nie sprosta:
— A jaki pan starosta —
(Tu zdjął kaszkiet) — uparty!
Ja tak tylko przez żarty...