po obozie obejrzał, że to tam każdy sam pan i sam sługa, a jenerał także, dał w garść kozaczkowi zapaśną krócicę[1] i do furgonów go posłał.
Już od Połonnego coś sam czyścił ogra, sam poił, sam karmił i siodłał.
Śmiechu było z tego, że to na wóz czterokonny nie zabrałby, bo mu to szło — at!... jak żydowi rola.
— Patrz, patrz, jak się Hrabiątko na pazury bierze!... Patrz, patrz, jaki to Hryć z Hrabiątka!
I tak kołem...
A on chłopaczyna czerwienił się, udawał, że nie słyszy, i swoje. Chciałem pomóc nieraz: nie dawał.
— Ja sam!... Ja sam!... Ja wszystko sam!
Ano, dobrze.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Kończył się maj.
Za nami leżał Lubar, leżało Połonne, leżał Miropol, wszystko dnie sławne dla Wołyńskiej Jazdy. Ale po miropolskiej bitwie, gdzieśmy razem z Zasławczykami nieprzyjaciela znieśli, puścił się Różycki w pilne i długie marsze za wymykającym się mu Szemiakinem, korzystając z tego, że finlandzkich strzelców Zasławska partja trzymała na sobie. Przez osiem dni tedy tyleśmy postoju mieli, co pod Łaszkami, gdzieśmy też przepędzili kozactwo.
I konie, i ludzie strasznie to było strudzone. Ani zsiąść, ani wytchnąć, ani przepoprężyć; strach, co za mitręga!
- ↑ Krócica — pistolet, mała strzelba.