sprawy, tobym sobie zgóry w łeb palnął. Wiesz... Apostolczyk... nie noszę broni... Alebym się ten jeden raz sprzeniewierzył.
Pomilczał mało:
— Bo sprawa... Sprawa, widzisz, bracie, musi być w takich warunkach przegrana. Ale musi być bohatersko przegrana, żeby się do tej przegranej paliły serca ludzkie, jak do największego zwycięstwa. Wiem jednak, że nie wyjdę cało. Matka też nie. Żegna mnie. Na śmierć mnie żegna, matczysko...
Odrzucił włosy z jasnego czoła żywym, pięknym ruchem i spojrzał przenikliwie, górnie, daleko...
— Hej, kulo, kulko sądzona! — zawołał. — Bij jak w jasną świecę.
W tej chwili przybiegł Birsztejn, adjutant Suzina.
— Pułkowniku! — rzekł. — Mamy ze Staciszek języka. Sztab zajął karczmę na trakcie. Jenerały, starszyzna, licho wie, co... Zawalili podwodami pół wsi...
— Więc to tu — przemówił Suzin, jakby sam do siebie, przyćmionym głosem i z nagłą zadumą.
Otrząsnął się wszakże zaraz, głowę podniósł i z wielką żywością jął Birsztejnowi polecenia dawać.
— Co tchu na Leśniczówkę! Stary Bułhak przebierze się błotami do samych Bobrownik, a młody na Dobkiszki niech rusza. Ludzie pewni, jak śmierć. Niech Lander i Kijański czynią, jako wiedzą.
Jutro bitwa. Niech spieszą. Lander do Wawra
Strona:Maria Konopnicka - Hrabiątko; Jak Suzin zginął.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.