i ku niemu dyszymy wiek cały, nam, którzy mamy do okupienia śmiercią najwyższe dobro żywego narodu, nam bić się w pędzie, w porywie, w płomieniu odręcznego starcia, w zapamiętaniu gniewu, w zawierusze, w pianach krwi, w kurzawie, pierś w pierś, koń w konia, oko w oko z wrogiem.
— Gdyby tak szabla! — rzekł porucznik Jaczynowski, z którym my, stojąc przy sobie, gadali o tem właśnie. — Gdyby pistolety! Gdyby chociaż z pięściami runąć kroć tysięcy...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Była ranna dziesiąta godzina, kiedy gruchnęły pierwsze karabinowe strzały.
Odpowiedzieliśmy wściekłą salwą naszych wybornych sztucerów.
Zakotłowały się, skłębiły szeregi nieprzyjacielskie. Czoło kolumny zaryło się w ziemię.
Po tej wstępnej wymianie strzałów — chwila ciszy.
Nieprzyjaciel orjentował się widocznie co do naszej siły i pozycji.
Bęben tylko warczał zajadle, a piszczałki uderzały w wysokie, alarmowe tony.
Po chwili nowy wybuch kul, prochu, wściekłości.
Teraz dopiero bitwa rozpętała się w stugromową burzę. Kłęby dymów zasnuły niebo brudną, ciężką chmurą, skroś której nieprzerwany wytrysk ognia z luf karabinowych. Przestałem widzieć, słyszeć, przestałem czuć zgoła.
Trzęsienie ziemi, orkan, pożar, nawałnica, piorun śmierci, bijący zewsząd w każdą głowę. Sto