Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

insze drzewa, het, precz, — aż do samego wyrębu.
Jędruś przypadł staremu do kolan:
— Oj powiadajcie, powiadajcie, chrzestny, co on też tak gada?
A tu jak na to, zakołysał się dąb ów za wichrem od samego wierzchołka swego, a konary jego zaszumiały, zahuczały jak organ w kościele. Stary Szymon pomilczał chwilkę, podniósł głowę siwą i tak prawił:
— Wszystko, chłopcze, ma swój głos na świecie, a każdy głos taki, to jak nuta w pieśni. A człowiek, co takiej pieśni nie rozumie, chodzi jak głuchy po świecie. A lasy, co na naszej ziemi wyrosły, śpiewają nasze pieśni, a te, co indziej wyrosły, obce pieśni śpiewają — każdy według swego miejsca. A ten, widzisz, dąb to powiada tak:

Dziatki moje, dziatki,

Syny i wnuczęta,
Kto z was dawne czasy

W lesie tym pamięta.
O! wy dawne czasy

Gdzieście się podziały,
Kiedy nad tym lasem

Sokoły latały.
Sokole, sokole,

Starodawny ptaku,
Już z twojego gniazda

Niema ani znaku!