— O, ja głupi! Wszakże to nie kwiat, ale nasienie będzie samo złoto! Czegożem się wczoraj frasował?
I począł dobrej myśli być i ucztę panom swoim sprawił i radowali się wszyscy, że król tak mądrze im to wyłożył o nasieniu owem, co złotem być miało, — i tak wszyscy cieszyli się społem.
— No, i cóż się potem stało?
— A i cóż! Przeszło lato, z kwiatuszków owych modrych porosły główeczki, takie okrągluśkie. Król idzie w pole, bierze w palce, ogląda i myśli.
— Już też w tych główeczkach napewno złoto jest; tylko patrzeć, jak się to posypie.
Rozgniótł jednę, patrzy, aż tu takie samo siemię, jak to, które siał. Rozgniewał się król bardzo, dwór cały zwołał, kazał to zielsko z wielkiej złości z całego pola wyrwać, kijami zbić, że to mu takiego wstydu i zawodu narobiło i do wody cisnąć. Pachołkowie rozkazanie królewskie wypełnili, łodyżki co do jednej wyrwali, kijami zbili, aż się ono nieszczęsne ziarno posypało, w pęki powiązali
Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.