szyna do szycia, a przy niej koszyk z robotą, pod drugiem stał zarzucony książkami szkolnemi stolik, od którego powstał i powitał przybyłych ukłonem nieco starszy od Józia chłopczyk, w wytartym gimnazyalnym mundurku. Wprost maszyny, na miejscu najlepiej oświetlonem w tej chwili, wisiał niewielki obrazek, w starych złoconych ramach. Józio wpatrzył się w niego ciekawie.
Był to pięknie malowany krajobraz, przedstawiający staroświecki dwór wiejski, z obszernym gankiem, przed którym bawiła się gromadka dzieci. Wielka, stuletnia lipa ocieniała ganek, na prawo widać było piękny ogród i długą topolową wystawę, na lewo chaty wiejskie i wiodącą do nich drogę, na której czernił się krzyż stary, pochyły. Słońce zachodzące rzucało na drogę tę jaskrawe blaski, oświetlając wracających z pola żeńców i pędzone z pastwisk trzody. Krajobraz był pospolity, niewyszukany, ale miał wiele swojskiego uroku. Lipy i topole zdawały się szumieć, gwar dzieci, szczebiot jaskółek, pieśń wracających kosiarzy i ryk trzód — słychać było nieledwie. Wszystko
Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/182
Ta strona została uwierzytelniona.