w którym rozsądną być trzeba. Jeszcze z parę latek, a ubiorą mnie w długą suknię, włożą gorset, trzewiczki na wysokich korkach, włosy mi modnie zaczeszą, wachlarz w rękę dadzą — i będę dorosłą panną.
— Jakże się pani bawi w tym karnawale?
— Ja wybornie... A pani?
— Ja także wybornie! — Nic nie robię, tylko na balach bywam.
— To tak, jak ja!
— I ciągle sobie nowe suknie sprawiam.
— To tak, jak ja!
— I tak już jestem tem wszystkiem znudzona...
— To tak, jak ja!
— Ach Julko, płakać mi się chce, kiedy pomyślę o tem. Bądź zdrowa, moja krótka sukienko! Bądźcie zdrowe moje grube trzewiki, moje sterczące jak szczotka włosy, moje opalone ręce. Bądź zdrowa swobodo! Nie będzie już wtedy na świecie tego chudego, czarniawego licha, tego sowizdrzała, jak mnie tata nazywa; nie będzie już Hani!
Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/190
Ta strona została uwierzytelniona.