Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

zazieleni się młodem zbożem, jak potem kłosy zaszumią, jak kosą je zetnie, jak cepami wymłóci, jak potem chleb będzie z tej pracy... Śpiewał, jak ten chleb spożywać będą ludzie i jak od niego nabiorą siły do innej znów pracy. A kiedy tak śpiewał, to i pług łatwiej w ziemię szedł i woły raźniej szły i samemu oraczowi prostowały się plecy schylone... A śpiew jego łączył się z pieśnią skowronka coraz, coraz bardziej, tak, że już potem rozróżnić nie mogłem, co było głosem ptaka, a co głosem człowieka.

O. — Mój drogi chłopcze, to był bardzo, bardzo piękny sen!
L. — Ale jeszcze nie koniec — proszę ojca! Nagle wszystko się to jakoś zaćmiło, zmięszało razem, jakiś wicher przeciągnął polem i poniósł tumany piasku. Zaraz też i skowronek uciekł i słońce zakryły chmury i całe to pole zmieniło się zupełnie. Kiedy wreszcie opadła kurzawa, zobaczyłem, że drogą jedzie rycerz. Ten rycerz miał zbroję, błyszczący pancerz, kolczugę złożoną z drucianych ogniwek i rękawice żelazne. W je-