nie widać, już do tego miasta płyną zdala okręty, a człowiek kuje i kuje. Ale nie jest to już kruszec surowy, który dobywa. On teraz kuje różne kółka, sprężyny, a przy tej pracy śpiewa. Śpiewa o bogactwie dobytem z wnętrza ziemi, o morzach dalekich, o miastach wspaniałych, o narodach, które jedne drugim podają owoce swej pracy; a w miarę jak śpiewał, z głosem jego łączył się huk maszyn, świst pary, łoskot toczących się wozów, plusk wioseł, zgrzyt pił i brzęk pieniędzy.
A kiedy człowiek ten podniósł głowę od swego warsztatu, zobaczyłem, że to znów był ten sam oracz, o którym mi się na początku śniło...
O. — Opowiadaj dalej, drogi chłopcze! Sen twój coraz więcej mnie zajmuje.
L. — Takem się tem zadziwił, że aż oniemiałem. A kiedym znów przyszedł do siebie, zobaczyłem wielką sklepioną komnatę, a w niej mnóstwo książek. Nietylko w szafach i na stołach, ale nawet na ziemi leżały. Ściany tej komnaty ozdobione były ślicznemi obrazami; stały też tam posągi
Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/206
Ta strona została uwierzytelniona.