Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

krzyczy: Kurta tu! Kurta na! Do nogi Kurta! tu!
Wszystko na nic! Jak zaczął gonić jarzębiatą kokoszkę, tak jej wyrwał dwa pióra z ogona i dopiero wtedy się uspokoił zgrzany, zziajany z wywieszonym językiem.
Więc go gospodyni raz i drugi przez łeb trzepnęła, ale niewiele, bo jej było pilno nieść w pole śniadanie. Wzięła dwojaki, Kurta za nią miłosiernie patrzy, radby też w pole razem...
Ale gospodyni nogą tupnęła: — A leżeć! — więc się zaraz przy Marysi położył, bo wiedział, że to jego rzecz dziecka pilnować, kiedy starsi w polu.
Skrzypnęła furtka, gospodyni wyszła; Marysia w piasku grzebie się jak ten wróbel, a Kurta muchy łapie, ale nic złapać nie może. Co mu która mucha na nosie usiędzie, to on kłap pyskiem, a moja mucha już gdzie... daleko...
Aż mu się to sprzykrzyło, więc się wyciągnął i chrapnął sobie. Tak chrapał, że nie słyszał nawet, jak Marysia płakać zaczęła. Płacze Marysia, płacze, a tu gospo-