a dziewczynki zaczęły szeptać między sobą i naradzać się wzajemnie. Chodziło im o to, żeby się przed chłopcami nie zawstydzić.
— No, siadajmy! — zakomenderował Józio.
Za chwilę dzieci siedziały przy okrągłym stole, na którym w samym środku stał talerzyk z orzechami.
— Kto zaczyna? — zapytał Józio.
— Ty zaczynaj, ty! — wołały dzieci, — to my zobaczymy, jak to idzie.
— A no dobrze! — powiedział Józio. Poczem się trochę zamyślił, aż wreszcie podniósł głowę, spojrzał dookoła i tak mówił:
— Ja jestem książę Józef Poniatowski, mam konika siwego, piękną szablę w ręku, burkę na ramieniu i biały mundur z wyłogami. We wszystkich bitwach mężnie się biłem, aż dopiero pod Lipskiem utonąłem w rzece Elstrze i tam na brzegu stoi mój pomnik.
— Ha! ha! ha! — rozśmiała się Marynia. — Utonąłeś? No, to cię już niema.
— Tylko bez śmieszków, bardzo proszę! — powiedział Józio. — Jak panny będą
Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.