— No i cóż więcej? — pytał Józio.
Marynia pociągnęła Wandzię za fartuszek, — powiedz, żeś się utopiła w Wiśle.
— Jakże ja powiem, — rzekła Wandzia, kiedy ja się nie utopiłam?
— Ale to nic nie szkodzi, — przecież to zabawa.
— A jak ja powiem, że się utopiłam w Wiśle, to mi już orzeszków nie dadzą?
Ledwo jej tam chłopcy wyperswadowali wreszcie, poczem wzięła Wandzia orzeszki i siadła na swojem miejscu.
Teraz kolej przyszła na jej braciszka, któremu też Staś było na imię.
— No i cóż teraz zrobisz, — zapytał go Józio, — kiedy już Żółkiewski zabrany!
Ale Staś wcale się tem nie stropił.
— Wielkie rzeczy! — odrzekł spokojnie — niby to już więcej Stanisławów dzielnych nie było.
— No, ciekawym! — zawołał Józio.
A Staś tak mówił:
— Ja nie jestem żaden rycerz, ale mnie wszyscy i tak znają! Jestem Stanisław Ja-
Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.