Otóż najstarszym dowódcą między tymi zbójami był Dobosz. Ludzie go się okrutnie bali i myśleli nawet, że on takie czary zna, że go kulka trafić nie może. No, co to, to znów nieprawda! Bo czarów nie ma na świecie, a Dobosza kulka pewnoby trafiła, żeby się taki zuch znalazł, coby go wziął dobrze na cel. Otóż ten Dobosz po górach, po lasach ze swymi opryszkami chodził, podróżnych napastował, obdzierał i ledwo ich z życiem puszczał. A i do wiosek okolicznych zachodził czasem. Więc był tak wielki strach na dziesięć mil i więcej dokoła, że kiedy nocą pies zaszczekał, to już się ludzie budzili i mówili szczękając zębami: Oho! Dobosz idzie!
A co? to nie żarty z takim opryszkiem!
Aż raz dali chłopi znać do Hołoskowa, że się Dobosz w bliskich lasach kręci ze swymi pachołkami i że tylko patrzeć, jak na dwór napadnie.
Przeląkł się bardzo stary Karpiński, pokręcił wąsy, spuścił głowę i myśli, myśli, coby tu zrobić, żeby mu ten Dobosz krzywdy nie zrobił. A miał w domu małego syneczka, tego właśnie Franciszka, co się do-
Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/88
Ta strona została uwierzytelniona.