jak pijak upaja się wódką. Pozowanie na bohaterkę scen najsromotniejszych, zaspakajało ledwo w części jej żądzę złego. Nie przez to cierpiała w więzieniu, że jest karaną, ale przez to, że nie może znaleść nic godnego siebie. Był to subjekt niezmiernie dla psychologa ciekawy. Kiedy ją z arsenału przeniesiono do Serbii, straciła wiele na fantazyi. Nie była to już warownia, brakło tu sklepionych kurytarzy, odgłosów i zmierzchów tajemniczych, które tam nastrajały ją i pobudzały. To ją tylko pocieszało, że znalazła tu świeże audytoryum dla tego demonicznego dramatu, którego sceny rozgrywały się w jej rozpalonym mózgu. Widziałam ją raz jeszcze na Złotej, w samych początkach istnienia tam kobiecego oddziału, opuchniętą od swego arszeniku, bez kropli krwi w strasznej, zagasłej twarzy, umierającą niemal. Wyzdrowiała jednak, a ja straciłam ją z oczu.
W jednej przecież izbie arsenału zatrzymałam się i teraz dłużej, a mianowicie w tak zwanej „Szkole.” Jest to szkoła małoletnich przestępców, którzy bądź z powodu jakiegoś defektu organicznego, bądź innych uwzględniających się przez zarząd przyczyn, nie mogą być pomieszczeni w Studzieńcu.
Zorganizowanie, stworzenie pod tym względem szkoły, — i przykładu innym więzieniom, to piękna karta z życia p. J. Maternickiego, któremu zawdzięcza początek swój i szczęśliwy rozwój.
Strona:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu/120
Ta strona została skorygowana.