za swoją historyczną piątką sprawiedliwych, ale nie wypatrzono nic, ani z lewej, ani z prawej strony.
Piękny gmach ministeryum finansów, świeżo zbudowany wzdłuż jednej z najokazalszych ulic nowego Rzymu, w kierunku „Porto-Pia,” psuł się czegoś ciągle tak, ze glina, wapno, rusztowania, kielnie, mularczyki należały prawie do składu tego ministeryum. Zdaleka można to było brać za lożę masońską, nieustannie czynną. Cóż mówić o samych finansach, którym ani glina, ani mularczyki nic pomódz nie mogą?
Faktem jest, że targ w targ dostał p. Cranero obietnicę subwencyi na pięćkroć sto tysięcy lirów. Z czteromilionowej nadziei... pomyśleć tylko!
O zasypaniu Bisagua, rzecz prosta, nie było już mowy. Rozłożyste dno jego i nadal miało być rozkoszą praczek, które tu znajdowały na niem doskonałe miejsce do suszenia wypranej w poblizkim basenie bielizny.
Zaczęto natomiast rozważać, czy nie byłaby to właściwa pora do zburzenia starych ruder wzdłuż murów Prato za Porta-Pila leżących, które municypalność miasta różnymi czasy na zagładę skazała. Gdyż ostatecznie — wnioskowano z zupełną słusznością — jeśli wystawa ma być, to przedewszystkiem trzeba miejsca na nią. Kto zna Genuę, to miasto, które góry prą ku morzu, a morze odpiera ku górom, ten wie, że tu o miejsce takie wcale łatwo nie jest. Genua,
Strona:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu/150
Ta strona została skorygowana.