Włochy powiązały na szyjach chustki od nosa, nacisnęły kapelusze i dobrze; cudzoziemcy ponaciągali palta, damy pootulały się w swoje tiule i koronki. Wszystkie głowy, wszystkie oczy ku morzu zwrócono. Na morzu ruch i gwar. Wielkie statki odpływają ku Spezzii na spotkanie króla.
Wyruszył już Duilio, z reprezentacyą prasy włoskiej, wyruszyły „Lepante” z dziennikarzami Genui, wyruszył „Perseo” i „Maria Purissima.” Co pół godziny opuszcza port ten lub ów z potężnych pancerników, by w pół drogi królowi hołd oddać i za jachtem jego płynąć. Podnosi wreszcie kotwicę wspaniały parowiec włoski „Juljusz Cezar,” zamykając ten pochód statków ku Spezzii.
U wielkiej tamy stoją w paradnem pogotowiu eskadry zagraniczne. Ogromny austryacki „Franz-Joseph” ściąga wszystkie oczy; jest on prawie największy z całej tu zebranej międzynarodowej floty. Przy nim stoją dwa jeszcze dzielne pancerniki: „Rudolf” i „Stefanja”. Niektórzy twierdzą, że to „Rudolf” i „Vecsera.” Żart jest posępny, ale niemniej budzi szeroką wesołość.
Wielki krzyżowiec „Tiger” zamyka austryacką eskadrę, z której jednej nie wolno marynarzom wyjść na ląd, ani przechodzić na pokłady innych okrętów, a to z obawy możliwej zarazy w tym natłoku statków. Istotnie, jeśli teraz nie dostanie się tu cholera, to chyba jej wcale już nie będzie. Angielskie za to okręty ciągle pełne gości, zwiedzają je oficerowie marynarki, jako
Strona:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu/223
Ta strona została skorygowana.