szach i błyszczących mundurach, w trochę robionej pozie.
Pomiędzy tłumem tych statków wyróżnia się pyszną budową i świetną białością lekki yacht księcia Monaco, którego sam książe jest kapitanem i co i raz wybiega nim z portu na morze by wyjrzeć ku Spezzii, i znowu powraca. Na statku — „Princesse Alice” mu imię — cała rodzina księcia, z dziesięć może osób. Sama księżna, druga żona księcia, smukła blondynka, której imieniem yacht ten nazwano, opiera się malowniczo jasną główką o ciemno wiśniowe aksamity; panna, pasierbica księżnej, omal że nie w równym z nią wieku, stoi sztywna i prosta u steru; ma twarz zimną i patrzy obojętnie na morze; wreszcie kilkoro drobniejszych męzkich i żeńskich wyrostków, niepoddanych jeszcze etykiecie, ni malowniczości.
Ale godzina za godziną upływa, a od Spezzii nie widać nic prócz dymów, które ciągną za sobą migające się na pełnem morzu wielkie parowce włoskie. Co raz to potwór taki zaryknie, zawyje, zajęczy, poczem szerokiem echem odryknie mu morze i cicho.
Jest blizko czwarta, kiedy nagle z fortu San Benigno odzywa się sygnałowa trąbka. Sygnał pochwytuje rekonesansowy statek i powtarza go.
W tej chwili słychać oddalone strzały; to „Perseusz”, „Juljusz Cezar” i inne statki włoskie ujrzały już na oko królewską flotylę. Szalona,
Strona:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu/226
Ta strona została skorygowana.