drut żelazny przez stalową deszczułkę tak, jak się przewleka nitkę przez igielne ucho, zakładał rzemień na koło, naciskał nogą pedał i, kiwając się nad swoją maszynką, ciął sztyfty i wzdychał od chwili do chwili, czego wszakże wśród zgrzytu i łoskotu wielkiej galerji machin, prawie że słychać nie było. I tak raz wzdychając i kiwając się na przemian, opowiedział mi historyę swoją, zwykłą historję robotnika w fabryce machin, który stracił rękę. Od tej dopiero chwili historja stawała się niezwykłą.
Pracując przy winnicach jedną zdrową ręką na wyżywienie żony i dzieci, wymyślił i sam zbudował nader ulepszoną maszynkę do cięcia ćwieczków, jakich używają szewcy.
Zbudował, wypróbował, kącik sobie na wystawie wyprosił i ciął tu swoje ćwieczki w nadziei, że może przecież wynalazek jego znajdzie mecenasa.
Istotnie, ten i ów stawał przy małym człowieczku, niemal że schowanym za stosami stali i żelaza, i przypatrywał się jego małej, dowcipnej maszynce, wyrzucającej ćwieczki z niezmierną szybkością. Maszyna zaczynała wtedy latać jak szalona, wyrzucając setki i tysiące ćwieczków, a kiedy się ludzie pytali: co za motor porusza jej kółka i tryby, mały człowieczek uśmiechał się i podnosił małą, pomarszczoną twarz, w której błyszczały bardzo jasne oczy. Tym mo-
Strona:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu/247
Ta strona została skorygowana.