kie ptaki dzielą się na takie, które się przypina do kapeluszy i na takie, których się nie przypina; co zaś do czytelników, to z góry mogę ręczyć, iż nad wszystkie „liry”, ptaki rajskie, papugi i papużki wolą oni parę dobrze oblanych kuropatw, które im Trezor na rżysku lub na kartoflisku wystawił, notabene, o ile nie spudłują do nich.
Z żalem za to pomijam bogate zbiory osobliwych nasion, z których jedne zdaje się pełzać, inne rozwijają skrzydełka do lotu, jak muszki; jeszcze inne, opatrzone kolcem, nawskroś ziemię bodą, a są i takie, co dostawszy się na wodę, biją w nią, jakby podwójnem wiosełkiem, byle tylko dopłynąć do lądu. Z żalem przechodzę spiesznie obok tych przedziwnych mahoniów, hebanów, srebrzystych orzechów, dębów kanadyjskich, tak bogatych w kolorycie i rysunku słojów, na które patrząc, myśli się o tych starych mozajkach drzewnych, któremi dawnych wieków mistrze wykładali wysokie stalle w chórach katedr swoich.
A kiedy na to wszystko miejsca ani czasu niema, niech nie roszczą do mnie pretensyi za to, że je pomijam, owe jubilerskie i galanteryjne wyroby natury, jakimi są amerykańskie motyle i żuki.
Zobaczmy wszakże, co robi człowiek na tle tego bogactwa przyrody.
Strona:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu/278
Ta strona została skorygowana.