Strona:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu/77

Ta strona została skorygowana.

odziana w suknie własne, których utrzymanie w całości, lub zastąpienie nowemi, jest, jak się przekonałam z czasem, przedmiotem największych wysiłków aresztantek. Widziałam takie, które miesiącami całemi nie dojadały, odkładając grosze za chleb na jakąś chustkę lub kaftan; widziałam fartuchy wycerowane jak siatka pajęcza, widziałam spódnice, które ujęte igłą w jednem miejscu, rozłaziły się w drugiem, a przecież milsza były właścicielkom swoim od więziennej odzieży, w której grubym wojłoku robactwo zagnieżdża się z niesłychaną łatwością i jest prawie nie do wytępienia.
Izba, w której zatrzymałam się podówczas najdłużej, i do której najczęściej zachodziłam potem, w ciągu cotygodniowych, przez rok blizko trwających odwiedzin, zajętą była przez bardzo interesujące typy. Przedewszystkiem królowały tu dwie siostry, Helena i Walerya War..., które pochodziły z rodziny specyalnie złodziejskiej, czyli z tak zwanej „złodziejskiej szlachty.“ Walerya chorowita, blada, wysoka, z długim wronim nosem i małemi oczkami, z jakiemś fałszywem i brzydkiem spojrzeniem, była przedmiotem namiętnego przywiązania młodszej Heleny, która miała w śniadawej twarzy i niebieskich oczach wyraz odwagi, szczerości, determinacyi i jakiejś dziwnej pogody. Obie siostry już niebardzo młode, nie poraz też pierwszy odsiadywały karę swoją w Serbii. Helena była już tu coś z czwartym powrotem, Wa-