Strona:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu/80

Ta strona została skorygowana.

znokciami, którym to wybuchom dopiero nadchodzący strażnik tamę kładzie.
Co do naiwności, tę spotkać można w starych nawet i wytrawnych złodziejkach. Pamiętam, była tam jedna, Jasielska, która odsiadywała wyrok za kradzież rzeczy służących do kobiecego ubrania. Otóż opowiadała mi ona, w jaki sposób tutaj popadła. Jakieś damy, sprowadziwszy się do Warszawy, rozpakowały swoje kufry w świeżo najętem mieszkaniu, a że szaf jeszcze nie było, więc rzeczy rozłożone zostały na krzesłach, stołach i t. d. Leżało to tak dzień czy dwa, to jest dosyć długo, aby zwrócić uwagę złodziei. Jakoż znajoma Jasielskiej i znajomej tej znajomy zajechali dorożką przed dom, w czasie kiedy damy wyszły i wysłali Jasielską na połów.
— „Wchodzę ja — proszę pani — a tu tyle śliczności, że nie wiedzieć, na co wpierw patrzeć. Biorę ja wsypkę jedwabną co też tam leżała i pcham w nią co się mieści; niosę raz na dół — nic, niosę drugi raz — nic, niosę trzeci raz, aż tu mnie stróż pyta: co to pani tak spaceruje po tych schodach. A ja mówię: „To te panie co przyjechały, sprzedają niepotrzebne rzeczy, więc ja kupuję.” I dobrze. A był tam kapelusz aksamitny z piórem. Ledwośmy do domu wrócili i rzeczy dobyli, a ta niegodziwa mówi: kapelusz mój. A ja mówię: nieprawda, bo mój. Tak oni zaraz na mnie we dwoje; pobili