znów na mnie, aż nam ją „handel“ z rąk wyrwał, żebyśmy nie poszarpali.
— Ale bez poszewki! — odezwała się słabym głosem matka.
Natychmiast wyrwaliśmy „handlowi“ poduszkę, którą już pod pachą trzymał, i zaczęliśmy z niej poszewkę ściągać.
Po ściągnięciu wszakże poszewki okazało się, że poduszka w jednym rogu rozpruta, i ze się z niej pierze sypie. Znów tedy „handel“ jedenastu złotych dać nie chciał, tylko dziewięć bez piętnastu groszy.
Targ w targ, zgodził się z ojcem na całe dwa ruble, żeby mu jeszcze kołdrę naszą dodać.
Ojciec spojrzał na matkę. Była tak osłabioną i bladą, że wyglądała jak martwa, leżąc na wznak, z głęboko zapadłemi oczami.
— Anulka?... — szepnął ojciec pytająco.
Ale matkę chwycił kaszel, więc odpowiedzieć nie mogła.
— My tam kołdry, proszę ojca, nie chcemy! — krzyknął Felek. — My się tylko o tę kołdrę co noc bić musimy. Niech Wicek powie!...
— Prawda, proszę ojca! — potwierdzi-
Strona:Maria Konopnicka - Na drodze.djvu/215
Ta strona została uwierzytelniona.