keście z tym piątniczkiem ubogim wedle drogi siedli?...
To, co jej się dziwnem nie zdało dla świętych, dziwnem jej było dla kogoś z Warszawy.
— A cóż — odrzekłam, — czy to mi źle? Kto tam wie zresztą, kto przed kim...
Przyjęła to oświadczenie moje z przedziwną dobrodusznością.
— Pewnie! pewnie! — rzekła, kiwając głową. — Sam Bóg Ojciec to wie i Stworzyciel nasz... Jako i o tym pustelniku jest gadka, co tu w górach siedział, a świętym się czynił...
— Jakże to było...
— Ano, tu gdzieś wedle Żywca była panna, co się do niej „kawalirza“ zjeżdżali; jak to młodzieńce, ten się „zalica“ i ten się „zalica,“ a o pierścień kłania, że to i urody pięknej była i majętności za nią wielkie szły... Aż sobie ona panna upodobała jednego i ślubowała jemu przed ołtarzem. Tak żyli rok, żyli dwa; a miała ta panna tego małżonka swego „bardzo za co“ i on też ją miał „bardzo za co.“ Takie już im Pan Jezus kochanie dał. Aż ten młodzieniec na wojnę przeciw Szwedom poszedł i zginął zabit. Jak też zginął zabit,
Strona:Maria Konopnicka - Na drodze.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.