Strona:Maria Konopnicka - Na drodze.djvu/259

Ta strona została uwierzytelniona.

rzekł porywczym nieco głosem. — Ślepa, to ślepa! Przecie jej kumoter na książce uczyć nie da, do szkoły nie pośle. A ja kumotrowi powiadam, że druga ślepa szkapa lepsza je, niż ta widząca. A to kobyła dróżna taka, żem jak żyjący, przez tyle lat, dróżniejszej nie widział.
— Ale... ale!... — śmiał się słodko pan Łukasz. — Bogdaj cię też, kumeńku, z taką mową. Toćbyś ty, kumeńku, wmówić we mnie chciał, że ślepa szkapa najlepsza.
— Najlepsza, nie najlepsza! A równo com dróżniejszej kobyły nie widział, tom nie widział. A co o wmawianiu to najmniej, bom przecie katolik, nie żyd.
Ojciec mówił zwolna, hamując się, ale głos mu kipiał.
Nagle, jakby nas dopiero co zobaczył, chwycił Felka za kark i pchnąwszy go we drzwi, krzyknął:
— A nie pójdziecie wy mi stąd, psie-nogi?...
Dmuchnęliśmy jak wiatr ze stajenki i jak wiatr do izby wpadli.
W parę pacierzy potem wszedł ojciec uspokojony wraz z Panem Łukaszem, jako że nie godzi się o bydlę targu przybijać inaczej, tylko w izbie, pod dachem; cygany tylko nie pilnują tego. Zaraz też zaczęli sobie rękę dawać, pan