bokie cienie jej zamkniętych oczu. Usnąłem, a on jeszcze siedział. Ale w nocy obudziło mnie ciche szlochanie.
To Felek, który się przez cały dzień szastał i nastawiał i z ludzi wydziwiał, a mnie w boki szturchał, — siedział teraz na sienniku, w otwartej na piersiach koszulinie, rękami sterczące kolana objął, patrzył w pustą izbę i płakał.
Trzeciego dnia, spaliśmy jeszcze pod maglą w sionce, gdzie nam ojciec siennik zaciągnąć kazał, kiedy we śnie usłyszałem jak gdyby znajome rżenie.
Zerwałem się; serce mi biło jak młotem.
Rżenie odezwało się znowu.
— Felek! Szkapa rży! — krzyknąłem, chwyciwszy go za ramię.
Szarpnął się i na drugi bok przewrócił, ale gdy rżenie znów słyszeć się dało, porwał się on także, na sienniku siadł, i szeroko otworzywszy oczy — słuchał.
Przeciągłe ciche rżenie odezwało się raz jeszcze.
— Szkapa! — wrzasnął Felek i porwawszy na siebie katankę, ku schodom suteryny się rzucił.
Zacząłem się na gwałt odziewać, a tak mi
Strona:Maria Konopnicka - Na drodze.djvu/265
Ta strona została uwierzytelniona.