Na koszach siedzą przybyli o brzasku z Paryża przekupnie, gwarząc i ćmiąc fajki.
Przekupnie udają obojętnych, zgoła nieinteresowanych w zbliżaniu się barek z towarem. Kilku grubych handlarzy obróciło się plecami do morza. Robią giełdę.
Ale w nierównych kłębach dymu z fajek, w gęstem pluciu, w latających oczach i w zimnych, przebiegłych twarzach widać nerwowy niepokój.
Niewiadomo co połów przyniesie, a towar dziś jeszcze odejść musi do Paryża i znaleźć się o brzasku w wielkich rybnych halach.
Więc co i raz wstanie który, podciągnie nerwowym ruchem pasa, i niby wytrząsając fajkę, z podełba na morze patrzy.
A morze idzie. Idzie śpieszne, szumne, drgające życiem w każdej jasnej kropli.
Przed kilkoma godzinami jeszcze, stało dalekie i zaparte w sobie. Aż nagle
Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.