— Le Triton!...
Ale kiedy »Le Triton« podpłynął pod tamę, młoda rybaczka przechyliła się przez poręcz, podając ku niemu tęgiego, trzepocącego się chłopaka, którego przy piersi trzymała. Natychmiast jeden z wioślarzy uczepił się dylowania tamy, wlazł po niem jak po drabinie, dziecko od matki odebrał i ojcu je podał.
Zaczem inne rybaczki też dzieci podawać zaczęły, a barki rozświegotały się cienkimi głosikami.
Mnie wszakże zajął najwięcej »Kardynał Lavigérie». Ten miał u masztu zużyty szmat florenckiej, terrakotowej czerwieni, która teraz promieniała w słońcu, tak zaś był zapchany rybą i sieciami, że cała jego załoga, składająca się, jak zwykle z właściciela statku, czterech pomocników i małego »mousse’a«, przeniosła się na wąskie, długie, u statku uwiązane czółno.
Czółno pędzili wiosłami pomocnicy, młodzi, gibcy, prości, przeginając się
Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.