niemal słowie targu, wybucha szalony rejwach to w jednym, to w drugim obozie, a pełne oburzenia «Oh!... Oh!... Oh là là!» — odgrywają rolę starogreckiego chóru w tym dramacie.
Co wszakże jest do zauważenia, to, że większość, owszem, zupełnie zdecydowana przewaga głosów stoi po stronie kupców i w ich interesie chrypnie.
Tu bowiem skapnąć może grosz jaki, to za oburzenie za wysokie ceny, to za pomoc przy noszeniu zakupionego towaru, to ot tak, odczepnego; podczas gdy ze strony przeciwnej conajwyżej spadnie ochłap ryby, który i bez tego chwycić można w ciżbie.
Szelmowskie jednak miny i mrugania świadczą, że ów wallenrodyzm podjęty jest w wspólnym interesie osady. Jakoż, rzadki ten dzieciuch, któryby kupiwszy sobie papierosa, lub jaskrawo malowany cukierek, nie oddał jeszcze parę susów matce. Ci też giełdę robią.
Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.