ani zabawy, ani śmiechu, ani kwiatów, ani lalek, nic. Żadnej radości.
— Nasz Karol od trzech lat pomaga ojcu na morzu. Składać nawet zaczął co nieco. A ja, co z niego mam?
Ledwo w próg, jużci krzyczy: »Mamo, umyj!« Ledwo go odszoruję z tego brudu, mułu, że i trzy wody mało, to znów krzyczy: »Mamo, wyczesz!« Drab taki... I zaraz co najlepszego ma, to na grzbiet i do miasteczka, że niby strzydz chce się.
Wróci, to jeszcze drzwi nie zamknął, już woła: »Mamo, zgotuj co dobrego! Co słodkiego! Czekolady! Kawy!« Taki mądrala!
— Alors je prends mon chicorèe...
Biedny Karol!
Ale stara, wpół ślepa Gudula sieciarka, uśmiecha się na to i melancholicznie kiwa zwiędłą głową.
...Zna ona to wszystko, zna... To wszystko przeszło już dla niej. Jednego jedynego miała... Marynarza... Piotruś mu
Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.