Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

Zwyciężone »mousse’y« nie tracą jednak miny i fantazyi; owszem, tembardziej nadąsawszy się w sobie, z większą jeszcze butą »trzymają bandę«, oganianą zwykle przez lizuniów z przeciwnego obozu, którzy tu zysk w postaci niedopałków wietrzą.
Ale mousse’y patrzą wyniośle nietylko na »pędraki«. Z większą jeszcze, choć pozorną wzgardą traktują dorastające i całkiem dorosłe dziewczęta, nie mówiąc o nich inaczej jak: ces mioches là, co im nie przeszkadza czerwienieć i potnieć gwałtownie przy każdem tych »mioches« spotkaniu.
A one, dziewczęta, chodzą po ulicy jakby kwietna grzęda, w jedwabnych chusteczkach skrzyżowanych na barwnych stanikach, trzymające się za ręce, po cztery, po pięć, po siedem, że drogę grodzą sobą, rozszeptane, rozchichotane, niewidzące zgoła małych głupich... »mousse’ów«, całe zajęte rzucaniem zaczepnych i lękliwych