Mrowią się przed nim najmłodsze pociechy osady, choć i prababek w szlafmycach też nie brak. Pisk tam nieludzki zgoła, gdyż Poliszynel tylko co pokonał Djabła, który z wywieszonym szkarłatnym ozorem, przerzucony przez rampę wpół ciała, opuścił rogi i zdycha zupełnie sflaczały.
Ale wśród starszej młodzieży uwija się Włoch z niewielką, grającą skrzynką, która wśród girlandy czerwonych i białych róż ma pozłocisty napis: »Fortuna d’amore«. Arya z Trawiaty trzęsie się i jęczy w wnętrznościach tej niewielkiej skrzynki, a mały, zbiedzony ptaszek wyciąga z kręcącego się u jej wierzchu koła karteczki z przygodnemi imionami dziewcząt, tudzież kabalistyczną radą, jak się do której brać.
Nietylko »mousse’y», ale najmłodsze »pędraki«, cisną się do skrzynki i każą sobie na miłość horoskopy stawiać. Rzadko nawet który zadowala się jednym. Biorą
Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/147
Ta strona została uwierzytelniona.