po dwie kartki, po trzy, a nie ma grosza, to wyrwie taki niecnota kartkę ubogiemu ptakowi z dzioba i zmyka bijąc się po udach z uciechy. Zaczem czytają kartki głośno całą kupą, a przeczytane ciskają o ziem i lecą gdzieindziej. Choć między »mousse’ami« nierzadka bijatyka wybucha, gdy się porozumieć nie mogą, jakowa panna się któremu znaczy.
Dla dziewcząt wszakże drugi Włoch obnosi inną skrzynkę, na której wieku elegant w żółtym fraku podkręca wąsa i do tańca staje.
Ptaszątko marniejsze tu jeszcze, ostatkiem pierza goniące, siną brzuszynę ma już całkiem nagą. Pracuje wszakże jak wół, z desperacką zaciętością wyszarpując kartki z kręcącego się w takt marsza z Aidy wiatraczka.
Na kartkach imiona kawalerów, jak alfabet długi, a także sposoby, — nietyle na miłość, bo to i same dziewczęta potrafią, ile — na ożenek.
Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.