Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.

Ojciec przecież dobrego humoru nie tracił, i dłubiąc piórkiem w zębach przyglądał się z pod oka rozczerwienionej i buchającej cebulą Marysi, poczem gwiżdżąc aryetkę, poszedł do swego podróżnego kufra. Naturalnie, rzuciliśmy się za nim wraz z Medorem; co do matki, ta przyzostała w jadalni, gdyż na talerzu ojca leżał bardzo jeszcze dobry kawałek mięsa i trzeba go było do kredensu schować.
Wtedy to właśnie, przy owym podróżnym kufrze, z którego ojciec zaczął wyrzucać mnóstwo jasnych rękawiczek, krawatów i pachnących piżmem chusteczek, miałem cudowną wizyę owego zegarka.
Kiedym go zobaczył, bujał się on wysoko przedemną, w dwóch palcach na cienkim łańcuszku przez ojca trzymany, tak, iż zdawał się własną czarodziejską mocą unosić w powietrzu.
Odrazu też objawił się oczom moim, jako krążek z nieba wycięty, błyszczący