najczystszym szafirem, i usiany nieprzeliczoną ilością gwiazd tak złotych, jakie tylko w najprzeźroczystszą noc sierpniową widzieć można. Stałem osłupiały, chłonąc rozszerzonemi źrenicami to, prawie że nieziemskie zjawisko, gdy wtem zaczęło się ono zwolna zniżać ku mnie, a ojciec zawołał wesoło.
Trzymaj chłopcze! masz zegarek!
Rzuciłem się z bezprzytomnym krzykiem szalonej szczęśliwości wyciągając ręce...
Jeszczem wszakże zegarka dosięgnąć nie zdołał, gdy weszła matka, a spostrzegłszy na co się zanosi, spiesznie go odebrała ojcu.
— Nie! nie!... Do rąk nie!... Za nic w świecie! Taka kosztowna rzecz! Do ślubu nie miałam lepszego! Taki zegarek dziecku!..
I natychmiast zgasiła wszystkie gwiazdy i cały szafir sierpniowej nocy w swej zamkniętej dłoni.
Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/187
Ta strona została uwierzytelniona.